Malowani zabójcy
Nie zawieszajmy w domach obrazów, za którymi ciągnie się zła sława. Niektóre emanują wyjątkowo fatalną energią. Bywa, że śmiertelną.
Na amerykańskiego muzyka Nikkiego Stone'a w pewnym momencie spadło wiele nieszczęść naraz. Najpierw zdechł w męczarniach jego ukochany pies, zaraz potem muzyk dowiedział się o nieuleczalnej chorobie matki. Kilka dni później spłonął dom zaprzyjaźnionego sąsiada. Niebawem inny przyjaciel Stone'a zmarł na atak serca, a członek jego zespołu popełnił samobójstwo.
Gdy mężczyzna nieco ochłonął, doszedł do wniosku, że łańcuszek fatalnych zdarzeń zaczął się od kupna obrazu przedstawiającego klauna. Stone postanowił zasięgnąć informacji na temat tego płótna. I od razu trafił na bombę: okazało się, że autorem jest seryjny morderca John Wayne Gacy.
Gacy był domokrążcą. Zamordował 33 osoby. Podczas procesu przedstawiano go w mediach jako „klauna zabójcę”, ponieważ w wolnych chwilach występował na ulicach jako klaun „Pogo”. Lubił się też portretować w przebraniu. Namalował także serię obrazów z klaunami. Prawdopodobnie obraz, w którego posiadanie wszedł rockman, do tego stopnia przesiąkł niebezpieczną energią mordercy, że sam zaczął zabijać. Nic dziwnego, że Stone natychmiast się go pozbył.
Przeklęta aukcja
Interesująca jest też historia innego malunku. W roku 2000 na aukcji w eBay-u pojawił się obraz „The Hands Resist Him” (Ręce się mu sprzeciwiają) Billa Stonehama. Przedstawia smutnego chłopca i lalkę przed drzwiami sklepu; przez szyby widać wynurzające się z ciemności ludzkie ręce. Drzwi miały symbolizować granicę snu, a lalka miała być pośrednikiem pomiędzy światami snu i jawy.
Właściciel obrazu zamieścił przy nim ostrzeżenie, że jest on przeklęty i że nie należy go kopiować do własnych komputerów. Rzecz jasna, właśnie z powodu tego komentarza aukcja wzbudziła niezdrowe zainteresowanie.
Po zakończeniu licytacji uczestnicy zaczęli się dzielić swoimi przeżyciami. Opowiadali o dopadających ich nagłych stanach lękowych i omdleniach. Potem na jakiś czas sprawa przycichła. Wrócono do niej po roku, kiedy okazało się, że w tajemniczych okolicznościach zmarło kilka osób biorących udział w aukcji. Nagła śmierć spotkała też krytyka z „Los Angeles Times”, który obraz recenzował.
Nocne życie płótna
Dziennikarze postanowili odtworzyć historię malunku. Jak się okazało, rodzina, która wystawiła go na aukcji, odnalazła obraz w starym browarze. Płótno zawisło w pokoju dziecinnym. Któregoś ranka dzieci z płaczem zaczęły opowiadać, jak to w nocy chłopiec na obrazie kłócił się z lalką. Innym razem mówiły o tym, że chłopiec i lalka wyszli z ram. Po kilku takich opowieściach rodzice postanowili postawić przed obrazem włączoną kamerę, a potem uważnie przejrzeli nagrane filmy. Na kilku zauważyli, że obraz w nocy świeci, a chłopcu zmienia się wyraz twarzy; że staje się on coraz bardziej smutny i płaczliwy.
Rodzina postanowiła pozbyć się malowidła i odetchnęła z ulgą, gdy na aukcji znalazł się nabywca.
Ezoterycy uważają, że malunek emanuje wyjątkowo złą energią – być może dlatego, że autor symbolicznie zawarł w nim swoje traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. Nie potrafią jednak wytłumaczyć, skąd się bierze poświata wokół obrazu, ani – tym bardziej - dlaczego zmienia się wyraz twarzy chłopca. Na wszelki wypadek – twierdzą – od płótna należy się trzymać z daleka.